Dzisiaj zapraszam na lazanię z sosem bolońskim, beszamelem i parmezanem. Zapiekanka jest przepyszna i myślę, że posmakuje każdemu miłośnikowi kuchni włoskiej. Do przygotowania lazanii użyłam gotowych płatów makaronu, których nie trzeba wcześniej gotować (dla ułatwienia 😉 ). Przygotowanie sosu bolognese wymaga trochę czasu, ale uwierzcie mi… Warto!
Składniki:
- około 17 płatów makaronu lasagne
- 180-200 g parmezanu
Sos boloński:
- 500 g mięsa mielonego (wołowo-wieprzowe)
- 100 g boczku
- 2 łodygi selera naciowego
- 1 marchewka
- 450 g passaty pomidorowej
- 1 szklanka czerwonego wytrawnego wina
- 1 szklanka mleka
- 1 szklanka bulionu
- 1 cebula
- 2 łyżki koncentratu pomidorowego
- 2-3 łyżki oliwy z oliwek
- 1 łyżka masła
- sól
- pieprz
Sos beszamelowy:
- 3 łyżki mąki pszennej
- 3 szklanki mleka
- 2 pełne łyżki masła
- odrobina gałki muszkatołowej
- sól
- biały pieprz
Przygotowanie:
Sos boloński:
Na dużej, szerokiej patelni rozgrzać oliwę z oliwek i masło, wrzucić drobno posiekaną cebulę, mięso i drobno pokrojony boczek. Podsmażyć. Następnie dodać drobno posiekany seler naciowy, startą na drobnych oczkach marchewkę i chwilę podsmażać. Dolać wino, passatę pomidorową, koncentrat pomidorowy i bulion. Wymieszać i dusić (na małym ogniu!) pod przykryciem przez około 1/2 godziny. Potem wlać mleko i dusić kolejne 1 i 1/2 godziny od czasu do czasu mieszając. Doprawić solą i pieprzem.
Sos beszamelowy:
Na patelni roztopić masło (na małym gazie), dodać mąkę i dokładnie wymieszać. Wlewać mleko, cały czas energicznie mieszając, aż sos zgęstnieje. Dodać szczyptę gałki muszkatołowej, doprawić solą i białym pieprzem.
Naczynie do zapiekania delikatnie wysmarować masłem. Na dnie rozsmarować 2-3 łyżki sosu beszamelowego. Następnie układać w kolejności: płaty makaronu, sos boloński, sos beszamelowy i starty parmezan. W ten sposób ułożyć 5 warstw. Należy pamiętać aby płaty makaronu były dokładnie przykryte sosem.
Wstawić do piekarnika nagrzanego do 175°C i piec przez 45 minut. Wyjąć i odstawić na około 10 minut.
Smacznego 🙂
Uwielbiam 🙂 Gdyby nie kaloryczność, jadałabym ją pewnie raz w tygodniu 🙂